Opisując wykorzystanie filtra polaryzacyjnego, zazwyczaj mówi się o likwidacji odbić. Warto jednak wiedzieć, że filtr polaryzacyjny przyda się również wtedy, kiedy chcesz te odbicia wzmocnić. Zobacz, to na przykładzie zdjęć krajobrazowych z odbiciami nieba w spokojnej tafli jeziora.
Zdjęcia zawierające odbicie fotografowanego obiektu zazwyczaj wyglądają lepiej niż bez tego odbicia. Dlatego lubię fotografować nad jeziorem, kiedy woda jest spokojna i można takie odbicie złapać w kadrze.
Kiedy fotografujesz teleobiektywem odległy obiekt, to odbicia są wyraźne. Natomiast kiedy łapiesz szeroki plan obiektywem szerokokątnym, to w części kadru odbicia słabną i woda robi się “przeźroczysta”. Jeśli teraz jezioro ma ciemne dno, to ta część kadru ciemnieje i nie wygląda to zbyt atrakcyjnie. W takiej właśnie sytuacji warto sięgnąć po filtr polaryzacyjny.
Aby to dokładnie sprawdzić, zrobiłem mały eksperyment. Wykonałem zdjęcia z filtrem polaryzacyjnym i bez niego. Te z filtrem w dwóch jego ustawieniach. Jedno, by maksymalnie wzmocnić odbicie i drugie, by je osłabić.
Filtr polaryzacyjny i odbicia w wodzie
Pierwszy przykład to zdjęcia robione pod światło. W takiej sytuacji efekt wykorzystania filtra polaryzacyjnego zazwyczaj nie jest jakoś szczególnie silny. W drugim przykładzie, kiedy światło jest pod kątem około 90 stopni względem kierunku fotografowania, efekt wykorzystania filtra polaryzacyjnego jest znacznie lepszy. Oto zrobione zdjęcia.
Przykład pierwszy — zdjęcia pod światło
Zdjęcie bez filtra polaryzacyjnego.
Kadr z filtrem polaryzacyjny w ustawieniu, by uzyskać minimalne odbicia. Dolna część kadru jest ciemniejsza. Większa jest też różnica w jasności nieba i jego odbicia w wodzie.
Filtr polaryzacyjny w ustawieniu, by uzyskać maksymalne odbicia. Dolna część kadru jest trochę jaśniejsza. Różnica w jasności nieba i jego odbicia w wodzie jest bardziej wyrównana.
Przykład drugi — światło około 90 stopni względem kierunku fotografowania
Zdjęcie bez filtra polaryzacyjnego.
Kadr z filtrem polaryzacyjny w ustawieniu, by uzyskać minimalne odbicia. Dolna część kadru zrobiła się ciemniejsza.
Filtr polaryzacyjny w ustawieniu, by uzyskać maksymalne odbicia. Obszar odbić wyraźnie się zwiększył. Chmury na niebie i ich odbicie są wyraźniej zarysowane.
Oglądając zdjęcia, zwróć uwagę na dolną, ciemniejszą część kadru. Oceń jego “ciemność” i obszar, który zajmuje.
Widać na nich, jak filtr polaryzacyjny i odpowiednie jego ustawienie wpływa na wielkość obszaru widocznych odbić w wodzie. Kiedy fotografujesz w kierunku prostopadłym do światła, efekt wykorzystania filtra jest dość dobrze widoczny. Kiedy fotografujesz pod światło, ten efekt jest słabszy, ale nadal jest. Przy okazji zmienia się też widoczność chmur na niebie.
O przyciemnianiu nieba i podkreślaniu chmur możesz więcej przeczytać we wpisie Zdjęcia z chmurami – filtr polaryzacyjny, połówkowy i bez filtra – porównanie.
Poniżej jeszcze kilka dodatkowych zdjęć zrobionych tego samego poranka.
Ostatnie wpisy w kategorii - Filtr polaryzacyjny
- Jak używać filtra polaryzacyjnego - 23.07.2014
- Jak przyciemnić niebo na zdjęciu? - 14.09.2012
- Co chcesz wiedzieć na temat filtrów polaryzacyjnych? - 6.06.2012
- Filtr polaryzacyjny i szyba - 9.03.2009
- Filtr polaryzacyjny i woda - 8.03.2009
- Filtr polaryzacyjny i niebo - 7.03.2009
- Filtry fotograficzne - te niezbędne i te przydatne - 4.03.2009
Przemku, wschód słońca, gdzie by nie był, zawsze jest na swój sposób piękny, a u Ciebie szczególnie przypadło mi do gustu to zdjęcie pierwsze z ostatniej czwórki. Jest tam wszystko, co lubię i cenię w krajobrazie: spokojna kompozycja, bez agresywnie dominującego elementu.
Miło zobaczyć zdjęcia, które wymagały zerwania się z ciepłego łóżka jeszcze dobrze przed wschodem słońca. Takie zdjęcia fajnie się potem u kogoś podziwia, ale, aby taki efekt osiągnąć, ten ktoś musiał zapomnieć o porannym wylegiwaniu się. Ileż to razy budzik ustawiałem na 3.30?
Pozdrawiam!
Dziękuję za komentarz. Takie wschody słońca napełniają mnie energią na cały dzień. W porównaniu do lata teraz jest lepsza pora na ich fotografowanie, bo nie trzeba tak wcześnie się zrywać. Dzisiaj wschód słońca był u mnie o 7:01. Jesienią pogoda jest kapryśniejsza i często jest pochmurno, ale tegoroczna jesień jest pod tym względem dość wyjątkowa. Mamy całkiem sporo ładnych poranków.
O takich obrazkach, gdy niebo na wschodnim horyzoncie jest czyste, a wychylająca się tarcza słoneczna jest najpiękniejszą ozdobą krajobrazu, można oczywiście pomarzyć, choć i takie się zdarzają. Jadąc w plener nie mogę chmurom rozkazywać.
Ale, gdy ostatnio 24 października (jeszcze przed zmianą czasu) dochodziłem przez wieś do lasu o godz. 7.00 (wschód 7.16), a chmury zasłaniały horyzont, to czerwień chmur szerokim, a nieregularnym kształtem rozświetlała ogromną połać nieba, a ta rzucała na “mój” las taki subtelny różowy filtr. I czerwienie klonów palmowych “płonęły” intensywniej. Inaczej bywa, gdy niebo jest czyste, wschód słońca ledwo się zaczął, wtedy czerwone liście klonów palmowych są pokryte delikatnym filtrem błękitnym, co sprawia, że czerwienie w kadrze widziane są, jako amarant lub nawet lekko na liliowo. Bajkowa sceneria.
I jeszcze jedna uwaga Przemku. Ja na zachmurzenia jesienne nie narzekam. Są na ogół bardzo cenne, bo owe zachmurzenie działa bardzo zmiękczająco na światło. Zero nadmiernych kontrastów i przepałów.
Widok czerwonych klonów oświetlonych światłem od czerwonego nieba musiał być niesamowity.
Zdarzyło mi się jednak parę razy, że znacznie ciekawiej wyglądały czerwone klony palmowe, gdy padł na nie “zimny” filtr jasnobłękitny (wczesnoporanne odbicie światła od bezchmurnego nieba, jako jedyne światło w lesie), bo efektem jego działania były barwy niecodzienne, gdy czerwienie wpadały w amarant, ewent. lekki fiolet. I natura umiała to uczynić bez Photoshopa.
Fotografia jesienna potrafi przynosić zjawiska nieznane w innych porach roku. Ale nie wszyscy wiedzą, że jesienny, październikowy efekt przebarwień liści drzew, tak lubiany przez fotografów, zależy w dużej mierze od tego, jaka aura panowała jeszcze we wrześniu. Jeżeli wrzesień był np. zbyt zimny, to przebarwienia mogą być marne, niejednoczesne. Także nie może być zbyt sucho. Liście, zanim zmienią kolor, schną i takie skwarki szybko spadają na ziemię. Gałęzie szybko stają się puste, a pod drzewami nie ma oczekiwanych kolorowych “dywanów”. Wychodzi z tego, że fotografia przyrodnicza wymaga liźnięcia i nieco meteorologii, i nieco znajomości świata roślin. Przydaje się to potem przez cały rok.
Dzięki za informacje. Tego nie wiedziałem, że pogoda wrześniowa ma aż taki wpływ na przebarwianie liści. Dobrze wiedzieć.
Na Twoją, Przemku, odpowiedź z 9 listopada, g. 21.54, odpowiadam tutaj, bo nie ma kolejnego zagłębienia w tamtym ciągu:
Otóż dobrze jest, jeśli fotograf przyrodniczo-krajobrazowy wie, że efekty w wegetacji i wszelkie przemiany mają swoje przyczyny zawsze znacznie wcześniej. I to dotyczy całego roku. Od tego, jakie (ogólnie rzecz biorąc) rodzaje pogody pojawią się już w marcu, będzie zależeń okres wczesnego kwitnienia w kwietniu i odpowiednio potem w maju.I tak aż do środka lata. Podobnie na przebarwienia w październiku wpływają poprzednie miesiące. Ale rok do roku nie podobny i wszystko potrafi się przesuwać w czasie, albo pojawiają się różne zakłócenia w przebarwieniach. Ja na bieżąco czerpię wiedzę wprost od naukowców z Arboretum SGGW w Rogowie, gdzie jestem gościem nawet kilkanaście razy w roku. Natomiast w Twoim rejonie północno-zachodniej Polski lokalnie przyroda może reagować inaczej niż w centrum kraju. Niedaleko Twoich stron (blisko Pyrzyc) jest arboretum w Przelewicach ze swoim zespołem naukowców. A jesień w przelewickim arboretum (porównując zdjęcia) bywa tak samo piękna, jak w Rogowie.
Pozdrawiam, Janek
Dzięki za wiadomość. A w Przelewicach faktycznie może być ładnie. Zapisałem sobie to miejsce w notesie. Może uda mi się na przyszłą jesień zorganizować tam wyjazd.